Mowa wygłoszona przez pana Jana Lissa z okazji 30-lecia istnienia Polskiego Towarzystwa Bratniej Pomocy w Coleman.
Szanowny panie Przewodniczący, Panie i Panowie:
Serdecznie dziękuję Zarządowi za zaproszenie. Jestem wielce dumny jako Polak, iż to Polskie Towarzystwo przetrwało wiele trudności i dziś jest silną i trwałą organizacją i ośrodkiem kulturalnym i towarzyskim tutejszej Polonii.
Chociaż dziś obchodzi się trzydziestolecie otrzymania Prowincjonalnego „Charter’u” jednak uważam, iż na miejscu będzie przypomnieć, że właściwe założenie Towarzystwa sięga o parę lat wcześniej, a mianowicie do dnia 3-go grudnia roku 1916.
Pozwoli mi Sz. Pan Przewodniczący, iż przy tej okazji przypomnę pewne szczegóły o początkach tej organizacji.
Otóż przede wszystkim musze przedstawić ówczesne położenie imigracji polskiej w naszej prowincji Alberta, a przede wszystkim położenie Polonii tutejszej. Był to czas po pierwszej wojnie światowej. Wrogowie nasi drapieżcy Ojczyzny naszej, o raz pierwszy od rozbioru, walczyli pomiędzy sobą. My Polacy, którzy nigdy nie mieliśmy żadnych sympatii ani do Moskali ani do Szwabów lub też do Austriaków i my, którzy marzyliśmy tylko o wolnej Polsce, uważani tu byliśmy nie jako Polacy, lecz jako poddani rosyjscy, niemieccy lub austriaccy. Jeżeli więc który z Polaków przypadkowo pochodził z zaboru rosyjskiego to był uważany za przyjaciela, jeżeli zaś był z zaboru niemieckiego lub austriackiego, to automatycznie był uważany za wroga.
Wówczas polska imigracja w zachodniej Kanadzie, składała się przeważnie z przybyszów z pod zaboru austriackiego. Nie było tu wtedy żadnej polskiej organizacji ani też jednostki, która mogłaby faktycznie przedstawić stan rzeczy ogółowi tutejszemu. Setki niewinnych Polaków internowano jako wrogów i zapędzono do ciężkiej pracy przy budowie dróg w kamieniołomach i w wyrąbywaniu lasów. Inni Polacy zaś pomimo długoletniej wiernej służby, pod naciskiem tubylczej ludności zostali wydaleni z pracy.
Prowadziłem wówczas z moim ś.p. ojcem księgarnie w Calgary i zarazem objeżdżałem wszystkie osiedla górnicze w Prowincji sprzedając ubrania i książki. Miałem więc, sposobność naocznie stwierdzić rozpaczliwe położenie rodaków swoich i poczułem się do odpowiedzialności zrobić co tylko było w mojej mocy, by choć w czymkolwiek ulżyć ich niedoli. Na szczęście znałem język angielski i rodem z pod zaboru rosyjskiego nie znalazłem więc, żadnych przeszkód w pracy, której się podjąłem. Na swój własny koszt zwiedziłem prawie wszystkie obozy internowanych w prowincji Alberta. Starałem się wytłumaczyć władzom, iż Polacy nie są żadnymi wrogami aliantów, zbierałem książki polskie, które wysyłałem do obozów, napisałem dwa artykuły o Polsce i Polakach i takowe były zamieszczone w dziennikach Calgary.
Zarazem, jak sobie niewątpliwie starsza generacja przypomina, pisałem szczegółowo korespondencje do Kuriera Polskiego w Milwaukee o rozpaczliwym położeniu tutejszych Polaków w obozach internowanych. ś.p. Michał Kruszka, wydawca Kuriera Polskiego, postarał się zainteresować trzy największe polskie organizacje w Stanach Zjednoczonych, a te wysłały swojego przedstawiciela wybitnego adwokata pana Świetlika do Ottawy. Rezultat był ten, iż po niejakim czasie uwolniono z obozów prawie wszystkich internowanych Polaków. Jednakowoż stosunek tubylczej ludności angielskiej nadal pozostawał nieprzychylny dla Polaków. Jedyny ratunek widziałem tylko w organizacji. Starałem się zainteresować Związek Narodowy Polaków (Z.N.P) w Stanach Zjednoczonych, ale bez skutku. Podałem więc projekt założenia Towarzystw polskich, których celem przede wszystkim by było danie członkom legitymacji, iż okaziciele tychże są Polakami i członkami Towarzystwa Polskiego, poza tym informowanie społeczeństwa kanadyjskiego o Polsce i Polakach oraz pielęgnowanie kultury polskiej.
Pierwsze takie Towarzystwo pod nazwą Polskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy zorganizowaliśmy w Calgary. Tam poszło dość łatwo, ponieważ miałem do pomocy dzielnego polskiego patriotę pana Franciszka Hrabi, obecnie zamieszkałego w Winnipeg. Pan Hrabi poprzednio był członkiem Sokoła w Winnipeg i miał dar wymowy, oraz znajomość organizacyjną.
W parę miesięcy po założeniu Towarzystwa w Calgary, przybyłem do Coleman w celu zorganizowania tu Towarzystwa. Przy pomocy dzielnych tutejszych pionierów organizowaliśmy zebranie w domu pana Marcina Pieronka i tam jednego wieczoru założyliśmy organizację pod nazwa Polskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy. Na podstawie konstytucji Z.N.P. w Chicago opracowałem pierwszy wzór konstytucji Towarzystwa, podałem także projekt założenia kasy wsparć i kasy chorych.
Pierwsze początki Towarzystwa bratniej Pomocy datują się od dnia 3-go grudnia 1916 roku, kiedy zwołano pierwsze posiedzenie organizacyjne. W kilka miesięcy później opracowano uchwały i 7-go kwietnia 1917 zatwierdzona została Konstytucja Towarzystwa przez Rząd Prowincji Alberty i zorganizowano oddział Towarzystwa w Blairmore i w Michele, B.C. i dnia 3-go kwietnia 1918 roku pod kierownictwem pierwszych założycieli Towarzystwa: Karolem Bielą, Michałem Kliszem, Pawłem Kublinem, Marcinem Pieronkiem i Janem Rypniem, Towarzystwo otrzymuje Charter Prowincjonalny.
Praca Towarzystwa postępuje naprzód z pewnym rozmachem, założono bibliotekę i szkółkę polską dla dzieci, gdzie pod kierownictwem nauczyciela urządzano obchody świąt narodowych, koncerty i przedstawienia.
Do pierwszej wojnie światowej imigracja zasiliła szeregi organizacji i wzięto się energiczniej do pracy. W roku 1927 wybudowano swój Dom Polski kosztem $8,000, gdzie działała biblioteka, zorganizowano kółko dramatyczne a zespół członków oddał się pracy kulturalno-oświatowej.
W roku 1932 Towarzystwo przeszło krytyczny okres, lecz dzięki ludziom dobrej woli uratowano organizację od upadku.
W roku 1934 znowu założono szkółkę polską, która istniała do roku 1937. W roku 1939 Towarzystwo zostało zainkorportowane jako organizacja ubezpieczeniowa. Celem Towarzystwa jest nie tylko wzajemna bratnia pomoc i praca kulturalno-oświatowa, ale też cele humanitarne.
Wybuch drugiej wojny światowej obudził potrzebę przyjścia z pomocą uchodźcom, sierotom, składano ofiary na cele Armii polskiej i na Czerwony Krzyż i możemy pochwalić, że dzięki zbiórce pieniężnej wśród rodaków w Coleman, Blairmore i w Bellevue, wysłano na te cele około $5,000. Prawie trzy lata po wojnie Towarzystwo nadal kontynuuje pracę humanitarną dla rodaków w Polsce, nadal przeprowadza zbiórki na potrzeby rodaków w Polsce.
Jeśli chodzi o mnie to w okresie drugiej wojny światowej wstąpiłem do Armii Kanadyjskiej, gdzie byłem instruktorem do końca wojny. Przez pewien okres pomagałem przy organizowaniu i ćwiczeniu kadr Wojska Polskiego w obozie Niagara na the Lake. Po zwolnieniu z wojska osiedliłem się na farmie.
Postępy Towarzystwa w Coleman zawsze pilnie śledziłem z korespondencji czy dostępnej polskiej prasy i dziś cieszy mnie wielce fakt, iż Towarzystwo, do którego organizacji przyczyniłem się choć w odrobinie, dziś jest mocne, wiernie pracuje na sławę imienia polskiego oraz na pożytek naszej przybranej ojczyzny Kanady.
Jan Liss
Źródło: Biuletyn Kongresu Polonii Kanadyjskiej, okręg Alberta, Listopad 1959