Irena Domecka

Żyć nie tylko dla siebie

Zaangażowanie pani Ireny Domeckiej na rzecz promocji języka polskiego na Uniwersytecie Alberty zaowocowało setkami absolwentów studiów polonistycznych a tym samym promotorami polskiej kultury. W pracy społecznej pani Ireny Domeckiej myślą przewodnią była integracja społeczności polonijnej w życie kanadyjskie oraz zapoznawanie Kanadyjczyków z bogatą polską kulturą. W latach 60-tych bolejąc nad brakiem przedmiotów i literatury polskiej na wspomnianym uniwersytecie i zdając sobie sprawę z ich wagi dla podtrzymania polskości, zwróciła się do znajomych profesorów (Ukraińców) wykładających na Uniwersytecie Albertańskim z prośbą o wskazówki, jak doprowadzić do tego by język polski był wykładany na uniwersytecie w Edmonton. Spotkała się wtedy ze zrozumieniem i poparciem ze strony profesora Rudnickiego, który wykładał przedmioty ukraińskie. Ukrainiec z Polski, był Polakom bardzo przychylny. Na początek wymagane było jednak, co najmniej pięciu studentów. Podała władzom uczelni swoje nazwisko, jako opiekunki kursu języka polskiego. W ten sposób wprowadzone zostały pierwsze wykłady języka polskiego. Pierwsi studenci to młodzież polskiego pochodzenia urodzona w Kanadzie. Po trzech latach okazało się, że z pięciu studentów zostało tylko czterech. Polonistyce groziła likwidacja z powodu braku studentów. W tym krytycznym okresie, by ratować polski kurs, pani Irena przyłączyła się do grupy studentów studiujących literaturę polska u profesora Edwarda Możejki, spełniając w ten sposób wymagania, co do ilości studentów kursu. Po trudnych początkach z czasem sytuacja uległa poprawie. W roku akademickim 1997/98 na polonistyce UA studiowało już 105 studentów nie tylko z rodzin polskich. Prof. Możejko wykładał swój ulubiony przedmiot – literaturę polską przez ponad dwadzieścia lat.  Przez kolejne długie lata profesorem języka polskiego na UA był dr. Wacław Osadnik.

Pani Irena Domecka, niestrudzenie udzielała polskiemu programowi zarówno moralnego jak i finansowego poparcia. W roku 2005 pani Irena postanowiła utworzyć fundusz stypendialny „Domecki Family Scholarship Fund” dla Kanadyjczyków polskiego pochodzenia.

Irena Domecka urodziła się w Warszawie i tam ukończyła gimnazjum. Jej ojciec W. Erickson zmarł, gdy była dzieckiem. W dzieciństwie należała do harcerstwa i często wyjeżdżała na obozy. Uczestniczyła z Zlocie zorganizowanym przez Lady Baden Powell, założycielkę ruchu harcerskiego dla dziewcząt. W 17 roku życia zapisała się na Wydział Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, który ukończyła na tajnych kompletach w czasie wojny. Podczas okupacji niemieckiej wstąpiła do Armia Krajowej, gdzie była łączniczką Zbigniewa Stypulskiego, członka podziemnej Delegatury Rządu RP. W roku 1943 poślubiła Mieczysława Domeckiego – inżyniera po Politechnice Warszawskiej. W AK był on zaangażowany w organizowanie transportów i skrytek broni.  Po roku małżeństwa i wspólnej działalności konspiracyjnej placówka Armii Krajowej, w której był zaangażowany Mieczysław została wykryta przez gestapo i nastąpiły liczne aresztowania. Państwo Domeccy natychmiast pod osłoną nocy opuścili swój dom, każdy osobno, zostawiając wszystko, całe mieszkanie z dobytkiem. Dzięki przyjaznym kontaktom z podziemiem czeskim udało im się przedostać do Czech, aby tam się ukrywać.  Był to szczęśliwy zbieg okoliczności, bo czeska firma transportowa, z którą przyjaźnili się państwo Domeccy właśnie tego dnia przywiozła piwo z Pragi czeskiej do Warszawy. Po wyjściu z mieszkania dotarli do czeskiej ciężarówki, w której się ukryli i dzięki pomocy szoferów przedostali się do Czech. Przed zajęciem Czechosłowacji przez Armię Czerwoną, pokonując wiele przeszkód dotarli do Niemiec w okolice zajmowane przez Gen. Pattona. Tam oswobodzili ich żołnierze amerykańscy. Amerykanie, którzy okazali się bardzo przyjaźni przetransportowali ich w pobliże granicy niemiecko-holenderskiej gdzie stacjonowała I Polska Brygada Spadochronowa. Po niedługim czasie mąż został wykładowcą techniki budowlanej w szkole przygotowującej polskich i angielskich wojskowych do życia w cywilu. W okupowanych Niemczech przebywali przez dwa lata i tam urodziła się im pierwsza córka Elżbieta.  W Niemczech doszły do nich wiadomości o prześladowaniach byłych żołnierzy AK w Polsce. Jak tysiące innych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie – nie mieli wyboru i podjęli decyzję emigrowania. Mąż nawiązał korespondencję z różnymi firmami inżynieryjnymi na zachodzie. Pierwszą odpowiedź otrzymał z Kanady z Winnipegu i tam wyjechaliśmy w roku 1948.

Z okazji założenia fundacji „Domecki Family Scholarship Fund” poprosiłem panią Irenę o rozmowę.

Zygmunt Cynar: Pani Ireno, Czy może pani powiedzieć jak do tego doszło i jak zrodził się pomysł utworzenia Fundacji?

Irena Domecka: Zawsze wierzyłam, że edukacja języka polskiego na obczyźnie jest bardzo ważna dla zachowania naszej kultury i tożsamości. W Edmontonie mieszkaliśmy wiele lat i trzeba przyznać, że dobrze nam się tu powiodło. Doszłam do wniosku a właściwie, to coś mnie tknęło wewnętrznie, że jako rodzina powinniśmy coś dać społeczeństwu. Byłam również przekonana, że mój mąż, już nieżyjący, zrobiłby to samo. Konsultowałam się z moimi córkami, które powiedziały mi, że jak najbardziej popierają ten pomysł.

Z.C. Jak pani wspomina początki nowego życia w Kanadzie?

I.D. Pierwsze lata spędziliśmy w Winnipegu. Tamtejsza Polonia była dobrze zorganizowana i przyjęła nas bardzo serdecznie. Mój mąż założył tam firmę budowlaną. Na zjeździe polonijnym dowiedzieliśmy się od Andiego Solikowskiego, że w Edmontonie są większe możliwości budowlane. W roku 1952 opuściliśmy Winnipeg, aby udać się do Edmontonu. Z przerażeniem zobaczyłam Edmonton po raz pierwszy. Kilka wysokich budynków a naokoło las. Doskonałe pole do popisu dla inżyniera budowlanego. Miejscowa Polonia modliła się w małym kościele pw. Świętego Różańca, a na uroczystości przychodziła do „starej” Polskiej Hali. Niebawem zaistniała potrzeba zbudowania nowego polskiego kościoła i nowego Domu Polskiego. Mój mąż był aktywnym członkiem komitetów budowy, służył radą i pomocą. Wkrótce zapragnęłam wstąpić w szeregi organizacji polonijnych, ale byłam zaszokowana faktem, gdy dowiedziałam się, że w żadnej z nich nie było kobiet. W tamtych czasach rola kobiet w tych organizacjach ograniczała się tylko do robienia kawy i kanapek oraz wypieku ciast na pikniki polonijne. Uważałam, że to była dyskryminacja i chciałam to zmienić. Ku zdumieniu wielu postanowiłam zapisać się do Towarzystwa Polsko Kanadyjskiego. Po pewnym wahaniu wręczono mi aplikację i po trzech miesiącach zostałam oficjalnie przyjęta. Upłynęły dwa lata zanim udało mi się namówić drugą panią z Polonii do zapisania się do TPK, a była nią Maria Łabuś. Teraz, jak się dowiedziałam, obecnie w tej organizacji jest więcej pań niż panów.

Z.C. Czy brak kobiet w organizacjach polonijnych zmobilizował panią do założenia organizacji kobiecej tj. Federacji Polek w Kanadzie – Ogniwo nr.3 w Edmontonie?

I.D. Kiedy obserwowałam działalność organizacji polonijnych w Winnipegu widziałam, że kobiety brały tam aktywny udział. Tymi spostrzeżeniami zaczęłam się dzielić ze spotykanymi kobietami w Edmontonie, w tym polską nauczycielką muzyki moich córek – Wandą Buską. Niełatwo było zachęcić panie do zainteresowania się naszą inicjatywą. Ostatecznie dnia 4 czerwca 1958 roku zebrało się nas sześć. Po zapoznaniu się z celami Federacji na podstawie przesłanych przez panią Dobrucką materiałów zarządu głównego Federacji Polek w Toronto, postanowiłyśmy zawiązać koło w Edmonton. W tymczasowym zarządzie Ogniwa wybrano mnie przewodniczącą, Wanda Buska została sekretarką a Janina Sawicka skarbniczką. Wkrótce Zarząd Kongresu Polonii Kanadyjskiej przyjął nasze Ogniwo w poczet organizacji członkowskich.

Z.C.  Co było najważniejszym celem Federacji w początku działalności?

I.D. Przede wszystkim pomoc naszym rodakom w kraju. Byłyśmy młode pełne energii. Wiedziałyśmy, że Polska była w trudnej powojennej sytuacji, szczególnie sierocińce, domy dla starszych osób i szpitale. Ja kochałam Warszawę, gdzie się urodziłam i też chciałam pomóc mojemu miastu, które było zburzone. Wysyłałyśmy wiele paczek z odzieżą do sierocińców poprzez siostry zakonne. Wszyscy wołali o pomoc. Federacja w miarę możliwości starała się pomóc jak najwięcej. Po kilku latach działalności doszłyśmy do wniosku, że nasza Federacja powinna mieć sztandar. Wtedy, jako fundatorka tego sztandaru, zwróciłam się z prośbą do sióstr zakonnych w Polsce o uszycie sztandaru dla naszej organizacji. W 20-tą rocznicę Federacji Kobiet Polek w Edmontonie otrzymałyśmy sztandar, który był uroczyście poświęcony i pobłogosławiony przez Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Polski. Ja natomiast nie mogłam oprzeć się decyzji członkiń Federacji, które mianowały mnie Matką Chrzestną Sztandaru.

Z.C. Pani praca i życie społeczne to bardzo zajęty tryb życia. Angażowała się pani w wiele inicjatyw społecznych bardzo ważnych nie tylko dla środowiska polonijnego. Proszę o kilka słów na ten temat.

I.D. Tak, to prawda. Wkrótce urodziła nam się druga córka Rosemary. Wiele czasu spędziłam pomagając mężowi w sprawach jego firmy budowlanej. Ja nie byłam wyjątkiem, takich osób jak ja wśród naszej emigracji było wiele. Ci, którzy stracili ojczyznę robili bardzo wiele, aby zbudować tutaj sobie jakby „małą Polskę”. Wspólnie robiliśmy wiele dla zachowania języka polskiego, kultury i naszej narodowej tożsamości. W tym czasie też grupy etniczne wielu narodowości zaczęły występować do rządu prowincjonalnego ze skargami na dyskryminację i z postulatami zmian. W związku z tym rząd Alberty powołał w 1956 roku Radę Obywatelską, która stała się kanałem przekazywania rządowi skarg i postulatów etnicznych. Jako wiceprezeska Rady mogłam podjąć wiele działań, które odbiły się nie tylko na moim życiu, ale na życiu polonijnym. Chociaż w kilka lat później Radę Obywatelską rozwiązano, jej działalność przyczyniła się istotnie do zorganizowania się grup etnicznych w Albercie, dając początek ruchowi wielokulturowości.  Na przełomie lat 50 i 60 (i później) zaczęłam angażować się również w działalność organizacji kanadyjskich, które znajdowały się w początkowym stadium rozwoju i potrzebowały pomocy w staraniach o rozwój kulturalny Edmontonu. Należałam do Towarzystwa Orkiestry Symfonicznej, w której pracowałam z panią Winspear, fundatorką pięknej sali koncertowej w centrum miasta. Należałam do Klubu „ The First Nighters” przy teatrze Citadel, gdzie współpracowałam z panią Shoctor, fundatorką tego teatru i z panią Zeidler, fundatorką sali teatralnej i planetarium. Wtedy o tych kobietach jeszcze nikt nie wiedział. Były to osoby zamożne, ale skromne i zapalone do pracy społecznej. Poprzez kontakty w kręgach kanadyjskich zostałam wprowadzona do „Local Council of Women” i to pomogło mi do włączenia naszego Ogniwa do tej ogólno-kanadyjskiej organizacji kobiet. Zostałam wybrana przewodniczącą Komitetu Finansowego i sprawowałam tę funkcję przez dwa lata. Teraz, kiedy myślę o latach ubiegłych, nieraz zastanawiam się, jak udało mi się sprostać tak wielu obowiązkom, których się podejmowałam a które niosło ze sobą życie, i angażowałam się w działalność zarówno polskich jak i kanadyjskich organizacji.

Z.C. Jaką radę dałaby pani osobom w Polonii, które nieugięcie, tak jak pani, starają się o zachowanie języka polskiego, polskiej kultury i tradycji?

I.D. Język polski jest pierwszą rzeczą, którą na emigracji nie jest łatwo utrzymać, ale tylko drzewo odłączone od swych korzeni będzie umierać. Może w tym miejscu dam panu przykład. Dawno temu, chyba 20 lat temu byłam z mężem w podróży służbowej w Houston, w Texasie. W wolnym czasie postanowiliśmy znaleźć tam Dom Polski i pojechać na zabawę. Przy wejściu zobaczyliśmy duży obraz matki Boskiej Częstochowskiej a po jej bokach obrazy Kościuszki i Pułaskiego. Idziemy do kasy i prosimy o dwa bilety, po polsku. Zdziwiona kasjerka woła. What? What? Is someone here that speaks Polish, zapytałam?  I don’t think so, odpowiedziała kasjerka. Jak się później dowiedzieliśmy, było to już 5 pokolenie Polaków w Ameryce. Z naszej konwersacji dowiedzieliśmy się, że dalej utrzymują polskie tradycje narodowe, jeżdżą do Polski na wycieczki, bawią się razem i nawet żenią się miedzy sobą. Oboje z mężem doszliśmy do wniosku, że to nie język ich łączy, ale mocne korzenie, gdzie jest poszanowanie do polskiego dziedzictwa, historii i polskich wartości narodowych. Jeśli nasze dzieci będą miały szacunek do wartości, z których wyszli nasi rodzice, dziadkowie i pradziadkowie, to z zachowaniem polskości nie powinno być problemu.

Z.C. Jeśli pragniemy przyciągnąć naszą młodzież do organizacji polonijnych, to czy według pani powinno się tam mówić po angielsku?

I.D. Na pewno wiele się zmieni, jeśli zebrania będą się odbywały po angielsku. Musimy pamiętać, że urodzeni tutaj to są Kanadyjczycy polskiego pochodzenia. Jeśli rodzicom zależy na utrzymaniu u swoich dzieci polskości, to np. bardzo pomagają wakacyjne wyjazdy dzieci do Polski albo posłanie dziecka do szkoły polskiej. Krzywdzące byłoby jednak powiedzenie „ ty nie jesteś Polakiem, bo nie mówisz po polsku”. Można być bardzo dobrym Polakiem bez znajomości języka polskiego i osobiście znam takich ludzi bardzo wielu.

Z.C. Jaka powinna być rola Kongresu Polonii Kanadyjskiej w życiu polonijnym?

I.D. Bardzo duża oczywiście, ale ja osobiście jestem bardzo rozczarowana działalnością Kongresu w ostatnich latach. Formalnie popieram, ale uczuciowo jestem rozczarowana jego działalnością. Podejmując się pracy społecznej należy dać z siebie wiele energii, czasu zaangażowania, poświęcenia. Przede wszystkim potrzebny jest dobry lider. Ważną cechą lidera jest to, aby zgromadzić wokół siebie ludzi, którzy mają te sama cechy i podobną wizję na przyszłość.

Z.C. Kto z osób znanych pani mógłby być dobrym liderem w Kongresie Polonii Kanadyjskiej?

I.D. Osobą, którą obserwuje przez wiele lat i na która oddałabym swój głos, to młody adwokat Antoni Muszyński z Calgary.

Z.C. Na zakończenie, mówiąc o przyszłości Polonii, jaką ona będzie według pani?

I.D.  Często słyszę od ludzi powiedzenie, że „Polityką, to ja zajmował się nie będę” a powinno być odwrotnie. Ludzie muszą się interesować, co się dzieje w kraju i głosować na posłów, którzy będą reprezentować ich poglądy. Szczególnie ważne w tym kraju jest to, aby głosować na ludzi reprezentujących własną grupę etniczną. Jesteśmy jedną z liczniejszych grup etnicznych w Edmontonie i obecnie mamy jednego posła do parlamentu albertanskiego Tomasza Łukaszuka, a jesteśmy w stanie mieć ich więcej. Tak duża grupa jak Polonia mogłaby wiele zyskać, udzielając się w polityce na poziomie miejskim, prowincjonalnym i federalnym. Znaczna część środowiska polonijnego w ogóle nie interesuje się sytuacją polityczną w Kanadzie i jest pogrążona w apatii. Nie jesteśmy jednolitą grupą ludzi związanych wspólnymi poglądami, a być może jesteśmy zajęci zwalczaniem siebie nawzajem i nie popieramy się wzajemnie.  Zapominamy o tym, że tylko w solidarnym działaniu możemy coś osiągnąć. W roku 1971 uzyskałam w jednym z edmontońskich okręgów nominację na kandydata na posła do Parlamentu Alberty z ramienia partii „ Social Credit”. Niestety, zostałam pokonana tylko 350 głosami. Brak liderów, brak zaangażowania, politycznego, nieumiejętność stworzenia grupy lobbingowej, tak obecnie widzę życie społeczne naszej Polonii, które musi się zmienić, jeśli chcemy pozytywnie mówić o naszej przyszłości w tym kraju.

Z.C. Dziękuję pani za rozmowę

I.D. Dziękuję panu za zainteresowanie.

  • Podczas uroczystej Akademii z okazji dnia 3 maja w 2006 roku, pani Irena Domecka, została odznaczona Medalem 100-lecia Prowincji Alberty, za wybitne zasługi w pracy społecznej nie tylko w edmontońskiej Polonii.
  • W roku 1996 Kanadyjsko-Polski Klub Akademicki wyróżnił ją Foundation Award i wybrał swoim honorowym prezesem.
  • Polski Rząd na uchodźctwie w Londynie uhonorował ją Krzyżem Zasługi
  • Kongres Polonii Kanadyjskiej okręg Alberta uhonorował Złota Odznaką
  • W roku 1983 Rząd Alberty przyznał „ Alberta Achievement Award”
  • W roku 1983 przyznana „Universiade 83 Apreciation Award”
  • W roku 1996 Federacja Polek w Kanadzie przyznała Odznakę Honorową
  • W roku 1998 Federacja Polek w Kanadzie przyznała „Award of Merit”
  • W roku 2006 Kanadyjsko Polskie Towarzystwo Historyczne wystąpiło z prośbą do Zarządu Miasta Edmonton o uhonorowanie państwa Domeckich przez nazwanie ulicy lub miejsca ich nazwiskiem

Źródło: Panorama Polska, Październik 2006

 

Opis zdjęć:

  1. Od lewej: Irena Domecka i Helena Faćsko, prezeska Polsko-Kanadyjskiego Towarzystwa Historycznego w Edmontonie.
  2. Od lewej: G. Strzelecka, T. Ignasiak, Z. Wójcicka, Z. Kubicka, I. Domecka, J. Pierzchajło i M. Chrzanowska.
  3. Irena Domecka i Mieczysław Janusz
  4. Od lewej: Irena Domecka, Jarosław Nowinka i Elizabeth Rogacki.