Bitwa warszawska we wspomnieniach gen. Romualda Wolikowskiego

Bitwa Warszawska we wspomnieniach gen. Romualda Wolikowskiego

Sierpień, a zwłaszcza piętnasty dzień tego miesiąca przynosi nam wspomnienia najgorętszych chwil z okresu tworzenia naszego odrodzonego Państwa. Jednym z głównych uczestników tzw. Bitwy Warszawskiej był wtedy ppłk. Romuald Wolikowski. Pełniąc funkcję szefa sztabu 5 armii dowodzonej przez gen. W. Sikorskiego miał doskonałe rozeznanie w przebiegu operacji warszawskiej z sierpnia 1920 roku.

W okresie rewolucji bolszewickiej przebywałem na terenie Rosji, na Syberii, i tam tworzyłem 5 Dywizję Syberyjską wojska polskiego.  Jako jej delegat wróciłem do Polski w 1919 roku, aby przedstawić J. Piłsudzkiemu sytuację i prosić go o wyznaczenie ambasadora w Rosji, który mógłby bronić polskich interesów.  Koleje losy 5 Dywizji Syberyjskiej były dość opłakane. Polacy znajdowali się tam w obrębie władzy Kołczaka. Militarnie jednak był on słaby i wojnę z Czerwoną Armią przegrał. Kołczak wspomagał nasze wysiłki organizacyjne, ale w zamian za to zmuszali nas do walki po ich stronie. Jeden pułk oraz bateria artylerii pod dowództwem płk. Róży brały udział w wojnie zresztą odznaczając się na tle innych jednostek.

Ja byłem szefem sztabu 5 Dywizji, dowódcą był gen. W. Czuma, który później odznaczył się w walce o Warszawę. Gen. Czuma był tam w trudnej sytuacji, nie znał języka rosyjskiego ani obyczajów Moskali, więc większość obowiązków spadała na mnie. W maju 1919 roku nastąpił pewien kryzys. Starałem się wtedy „oczyścić” Dywizję z niewojskowych. Przy żołnierzach, a szczególnie oficerach były żony i rodziny, co bardzo obciążało kasę. Harbin po drugiej stronie Syberii miał być miejscem postoju rodzin, ale żony buntowały się, bo chciały być przy mężach. Poza tym były pewne konflikty z Czechami, którzy mieli dwie dywizje i przechwytywali większość wyżywienia. Przez jakiś czas pozwalali nam jednak na korzystanie ze swoich prowiantów.  Po moim wyjeździe, napór bolszewików był coraz większy. Polskie oddziały cały czas były na pierwszej linii frontu. Czesi natomiast stacjonowali na tyłach. Związane to było przede wszystkim z tym, że z oddziałami czeskimi przebywał wiceminister spraw zagranicznych, będący w dobrych stosunkach z Francuzami (delegat marszałka Foche’a nadzorował operacje militarne armii Kołczaka). Polacy nie mieli żadnego wsparcia z kraju – stąd moja podróż do Warszawy, do Piłsudzkiego o wyjednanie pomocy. W końcu 5 Dywizja została okrążona przez bolszewików i musiała się poddać. Było to jesienią 1919 roku, warunki były bardzo dogodne i wyjątkowo bolszewicy dotrzymywali warunków. Polacy zostali umieszczeni w Tule aż do końca wojny rosyjsko-polskiej do 1921 roku. Tak się złożyło, że pierwszym atache wojskowym naszej ambasady w Moskwie zostałem ja. Pierwszym moim zadaniem było uwolnić 5 Dywizję – udało mi się to i po Traktacie Ryskim w marcu 1921 roku żołnierze ci wrócili do Polski.

Po powrocie z Syberii pojechałem do gen. J. Hallera, który był zwierzchnikiem jednostek formowanych za granicą, złożyłem mu raport i potem pojechałem do J. Piłsudskiego. Piłsudski był bardzo zajęty, ale przede wszystkim myślał o legionach, moja sprawa chyba nie była dla niego priorytetowa. Odesłał mnie do Wydziału Drugiego, czyli kontrwywiadu i tam „sprawdzali” naszą dywizję ok. dwóch tygodni. W rezultacie została ona przejęta pod dowództwo w kraju, co zostało na Syberii przyjęte z wielką radością. Ja pozostałem do dyspozycji naszego dowództwa i zostałem skierowany do gen. Sikorskiego – dowódcy Grupy „Polesie”. Koledzy ostrzegali mnie, że Sikorski jest bardzo ostry. Ale po kilku moich raportach byliśmy już dobrymi kolegami. Z okresu współpracy z gen. Sikorskim wyniosłem opinię, że był to najlepszy dowódca wojskowy w międzywojennej Polsce. Człowiek, który pozwalał na inicjatywę i dowodził bardzo, bardzo dzielnie.

Jeśli chodzi o Bitwę Warszawską to istotnie w przebiegu bitwy można by się dopatrywać rzeczy nadprzyrodzonych. Nadzwyczajny zwrot od pogromu nieomal do decydującego zwycięstwa – jest uderzający. Lato 1920 roku, zaczęło się dla nas pod znakiem klęski. W tym czasie bolszewicy zakończyli zwycięsko prawie wszystkie walki na froncie swojej wojny domowej i zwolnione siły przerzucili na front polski. Na południu główne siły nasze po wyprawie kijowskiej rozproszone na ogromnej świeżo zdobytej przestrzeni ukraińskiej, zostały związane w ciężkiej walce obronnej z konna armią Budionnego i zmuszone do odwrotu. W krytycznej sytuacji ówczesny Naczelny Wódz zdecydował oderwanie się od nieprzyjaciela i oparcie dalszej obrony o środkową Wisłę.

Front Północny pod dowództwem gen. Hallera miał zadanie obronne. W skład jego wchodziły: pierwsza Armia (pięć i pół dywizji) z zadaniem obrony Warszawy na przyczółku mostowym; piąta Armia (na północ od pierwszej) miała zadanie nie dopuścić do obejścia Warszawy od północy (pięć dywizji piechoty i dywizja jazdy) pod dowództwem gen. Władysława Sikorskiego; oraz druga armia, najsłabsza (dwie dywizje) zabezpieczała Wisłę na południe od Warszawy do Dęblina.

Front środkowy stanowiła Grupa Uderzeniowa w składzie 3-ciej i 4-tej Armii (razem 6 dywizji) pod osobistym dowództwem Marszałka Piłsudzkiego, miała być zgrupowana pod osłoną rzeki Wieprz i uderzyć w kierunku północnym na skrzydło i tyły wojsk wroga atakujących Warszawę.

Front Południowy pod dowództwem gen. Iwaszkiewicza, stanowiła 6-ta Armia (4 d. p. i jedna dyw. Jazdy) i Armia Ukraińska z zadaniem związania przeciwnika walką manewrową, aby nie dopuścić go do udziału w bitwie warszawskiej. Wykonanie tego wielkiego przegrupowania wojska można nazwać „ cudownym”, bo zostało przeprowadzone tak sprawnie i szybko, że nie zostało wcale rozpoznane przez bolszewików i stanowiło zaskoczenie. Sadzili, że wojsko nasze jest pobite i pozostaje im już tylko pościg.

Tuchaczewski zamierzał wziąć Warszawę obejściem od północy. Mając pod swoim dowództwem 22 dywizje (w tym dwie dywizje jazdy), 14 z nich skierował na odcinek 5-tej armii, a resztę na przyczółek warszawski. Wytrzymała 5-ta armia ataki przeważających sił wroga a 14 sierpnia rozpoczęła własne natarcie nakazane rozkazem dowództwa frontu. W nocy z 14-go na 15-go sierpnia zaznaczył się kryzys bitwy. Utkwiła mi ta noc głęboko w pamięci. Byłem wówczas szefem sztabu 5-tej armii. Gdy oddziały nasze otrzymały rozkaz dowództwa armii wieczorem dnia 14-go do dalszego natarcia na dzień następny, otrzymałem szereg telefonów od dowódcy dywizji z przedstawieniem poniesionych strat, wyczerpaniem oddziałów i z prośbą o zaniechanie dalszej ofensywy do otrzymania uzupełnień i wypoczynku. Tej nocy nadeszły pewne uzupełnienia do oddziałów i otrzymaliśmy również jedną brygadę piechoty z odwodów frontu. W środku nocy przedstawiłem generałowi Sikorskiemu sytuację i po krótkim rozważaniu ogólnego położenia, Generał utrzymał decyzję dalszego natarcia. Wysłany telefonogram wzywający dowódców w imię najwyższych względów, do wykonania rozkazów i rozpoczęcia o świcie dalszego uderzenia na wroga. Dzięki tej decyzji, następnego dnia uzyskaliśmy znaczny sukces, bo została odzyskana linia rzeki Wkry, a bolszewicy wyparci na wschodni brzeg. W tym dniu meldował generał Sikorski Naczelnemu Wodzowi, że „ duch zwycięstwa wstąpił w serca żołnierzy”. Kryzys walki został zażegnany. Następnego dnia, 16 sierpnia odnosiliśmy dalszy sukces, zdobyty został Nasielsk, ważny węzeł drogowy.

W nocy z 14-go na 15-go zaszły również dwa nadzwyczajne i nieprzewidziane wypadki, które wywarły wpływ na losy bitwy warszawskiej. Ósma brygada kawalerii generała Karnickiego, która miała zlecenie ochrony północnego skrzydła armii od strony Ciechanowa, wykonała samodzielny rajd nocny na tyły bolszewickie i znosząc drobne oddziały osłony, nad ranem dnia 15-go osiągnęła Ciechanów, zaatakowała i zdobyła te miejscowość. Zaskoczenie było wielkie, że dowódca armii uciekł do Mławy, a jego sztab do Ostrołęki. Tabory, kancelaria sztabu, a głownie radiostacja zostały zdobyte przez ułanów.

W ten sposób oddziały 4-tej armii: cztery dywizje piechoty i dwie dywizje kawalerii, nie mając nowych rozkazów, kontynuowały dalszy ruch na zachód pomiędzy Płockiem i Toruniem, daleko na naszych tyłach, ale w gorących dniach naszej walki od 15-go do 19-go sierpnia nie weszły do decydującej bitwy. Również cała dywizja odwodowa 15-tej armii bolszewickiej została skierowana na odsiecz Ciechanowa w dniu 15-go sierpnia, co ułatwiło nasze ogólne natarcie w tym dniu. Pod wieczór tego dnia 8 brygada naszej jazdy wycofała się z Ciechanowa, co już nie miało wpływu na dalszy przebieg wydarzeń.

Według planu Tuchaczewskiego, 4-ta armia sowiecka i korpus konny miały nacierać na nasze bezpośrednie tyły, na Modlin, co znacznie zmieniałoby sytuację. W wyniku rajdu 8-ej brygady jazdy mieliśmy przed sobą tylko dwie armie sowieckie zamiast trzech, z których nieobecna 4-ta armia była najsilniejsza.

Dalszy nieprzewidziany wypadek zaszedł tej nocy na przyczółku warszawskim. Pierwszy batalion 28p.p. pod dowództwem porucznika Stefana Pogonowskiego zajmował pozycje na styku dwóch naszych dywizji. Nie otrzymał on na czas odwołania rozkazu o nakazanym ataku nocnym. Działając samodzielnie na podstawie poprzednich zarządzeń, zaatakował on w nocy wioskę Wólkę Radzymińską, gdzie zaskoczył na tyłach frontu rosyjskiego, pułk odwodowy. Żołnierze tego pułku w panice narobili takiej strzelaniny, że dwa dalsze pułki tej dywizji, czując swoje tyły zagrożone, cofnęły się pośpiesznie z pozycji robiąc dalsze zamieszanie. Ułatwiło to zwycięstwo w dniu 15-go naszej 10-tej dywizji piechoty i pomogło w odzyskaniu Radzymina. Bezpośrednie zagrożenie stolicy zostało zażegnane.

Aczkolwiek Bitwa Warszawska była czynem dzielnych ludzi, zważywszy nadzwyczajne okoliczności jej przebiegu – możemy dojrzeć w naszym zwycięstwie wyraźną opiekę Opatrzności Boskiej.

(na podstawie artykułu ”Rozmowa ze współtwórcą II Rzeczpospolitej”- Kulisy Polonii 1989)

Opis zdjęcia:

Sztab Generalny Polskiej Dywizji w Nowo-Nikołajewsku na Syberii z okazji wizyty szefa Misji Francuskiej przy Wojsku Polskim w lutym 1919 r. Drugi z lewej szef sztabu Dowództwa Wojska Polskiego R. Wolikowski, czwarty z lewej major Walerian Czuma. Pierwszy i piąty z lewej to wizytujący francuscy oficerowie