Giga Możdżeńska

Genowefa (Giga) Możdżeńska

(1914-1997)

W dniu 16 stycznia 1997r. zmarła w Kolumbii Brytyjskiej, wielka społecznica, ofiarna działaczka polonijna, której nazwisko powinno być wpisane w dzieje Polonii edmontońskiej złotymi zgłoskami.

Genowefa Możdżenska z d. Bednarska urodziła się 23 listopada 1914 r. w momencie, kiedy na limanowskim polu, parę km dalej od Stadnik (majątku Bednarskich) toczyła się bitwa pomiędzy wojskami austriackimi i rosyjskimi. Ledwie zdołano wykąpać niemowlę, gdy do dworu wtargnęli kozacy i pokotem zalegli wszystkie podłogi. Wypędzili ich ranem Austiacy, a rodzinie Bednarskich z noworodkiem włącznie kazali opuścić dom, rekwirując, co się dało.

Małą Gigę posłano do szkoły w Krakowie, gdzie po raz pierwszy zetknęła się z teatrem, w którym z czasem się rozmiłowała. Jej dalsza edukacja w kosztownej szkole prywatnej we Lwowie szybko się skończyła, bo ojciec zginął w wypadku osierocając dziewięcioro dzieci. Wkrótce nastąpił kryzys gospodarczy. Panna Bednarska zdała maturę i ukończyła w r. 1935 Seminarium Nauczycielskie we Lwowie, gdzie grając w szkolnym teatrze ugruntowała w sobie pasję do sztuki scenicznej. Była też wybitną sportsmenką. Po uzyskaniu dyplomu, Giga prowadziła kursy wychowania fizycznego i obozy wędrowne na Pomorzu, Huculszczyźnie i Polesiu. Organizowała również kółka rękodzieła artystycznego. Uczyła w szkole handlowej w Kosowie Podlaskim. Ukończyła też studium handlowo-buchalteryjne w Warszawie.

Po wybuchu II wojny światowej dwór Stadnicki stał się miejscem konserwowania i chowania broni zbieranej z rozbitych taborów wojskowych. Pomagano też młodym ludziom uciekać na Węgry i dalej do Wojska Polskiego. Brat Jan, inżynier rolnik, był bardzo aktywny w podziemiu. W r. 1940 musiał uciekać z Polski razem z młodszym bratem Michałem, a Giga w rok później 15 maja 1941 r. została aresztowana za fałszywe zeznania w sprawie brata i współudział w działalności podziemnej. Po półrocznym śledztwie, w czasie którego, przebywała w więzieniu na Montelupich w Krakowie, została wywieziona do Ravensbruck, gdzie spędziła resztę wojny jako więzień nr 7453. W pamiętniku napisanym dla dzieci i rodziny autorka przedstawia w sposób niemal beznamiętny przeżycia obozowe. Relacja jej jest zwięzła, zawiera mnóstwo faktów wstrząsająco dramatycznych i tragicznych. Prócz bestialstwa i okrucieństwa esesmanów niemieckich pamiętnik Gigi ukazuje równocześnie siłę ducha i bohaterstwo wielu więźniarek. To, że autorka sama była bohaterką, ratującą słabsze od siebie kobiety, nawet jej nie przychodziło do głowy. W obozie Giga Bednarska najpierw pracowała przy budowie drogi, potem wykonywała robótki ręczne, wreszcie została na dłużej zatrudniona w pracowni krawieckiej szyjącej dla potrzeb niemieckiego wojska. Na przykład z futer zabieranych więźniom, a może też Żydom w gettach, robiono kołnierze i podbicia niemieckich płaszczy wojskowych. Esesmani wysyłali lepsze rzeczy swoim rodzinom w Niemczech. Esesmanka – kierowniczka szwalni – szybko poznała się na umiejętnościach, inteligencji i artystycznym talencie swej podwładnej więźniarki. Wykorzystywała ją więc, do różnych zadań, takich jak wybieranie w magazynie cennych materiałów, przekazywanych z kolei esesmanom. Wykorzystując odpowiednie okazje Giga wkładała pod własne ubranie parę swetrów, by je przekazać więźniarkom pozbawionych cieplej odzieży. Czasem udało jej się zabrać lekarstwa, które później trafiały do lekarek lub wprost do chorych współwięźniarek. W związku z charakterem pracy Giga miała możliwość poruszania się po obozie. Niejednokrotnie kazano jej zaprowadzić chorą koleżankę do szpitala. Czasami udało się jej pomóc chorej. Oto, co sama pisała we wspomnieniach.

W szpitalu była cała sieć niosąca pomoc, składająca się z lekarek i pielęgniarek. Ja też należałam do tej grupy – na terenie obozu. Przenosiłam różne lekarstwa, bywało, że kłując się szpilką w palec wpuszczałam kroplę krwi do moczu koleżanki, aby mogła dostać lekarstwo na chore nerki. Musiałam uważać, by nikt nie widział (nawet chora) bo, kary byłyby bezlitosne.

Przy ratowaniu więźniarek współpracowała ze swoją przyjaciółką Tusią Winkowską, która znając wspaniale język niemiecki i parę innych została tłumaczką głównego lekarza w szpitalu i uratowała wiele chorych kobiet przed gazem i śmiertelnymi zastrzykami. Jednym z największych wyczynów panny Bednarskiej było uratowanie od śmierci znanej graficzki Mai Berezowskiej, która pewnego dnia została zakwalifikowana do zagazowania, jako osoba starsza wiekiem. Maja błagała o ratunek. Giga zakradła się, do kostnicy, gdzie zawsze leżały jakieś zwłoki, czasem na stosie. Na piersiach każdej więźniarki był duży numer obozowy, wymalowany farbą trudną do zmycia. Z wielkim wysiłkiem Giga zmyła numer i wypisała w to miejsce numer Berezowskiej. Nie był to przypadek odosobniony w obozowej historii Gigi. Dla podtrzymania na duchu towarzyszek niedoli, Giga opowiadała im różne historie z literatury, deklamowała wiersze, urządzała prelekcje a nawet przedstawienia. W ostatnich dniach wojny podczas gwałtownej likwidacji więźniarek, jako świadków zbrodni, szefowi Szwedzkiego Czerwonego Krzyża – Folke Bernadotte – udało się wydobyć od SS z Ravensbruck 26 tys. więźniarek, w tym 5 tys. Polek. Obwołały one Genowefę Bednarską swoją przewodniczącą i reprezentantką. W Szwecji Giga zgłosiła się, jako pielęgniarka do opieki nad więźniami z Bergen Belsen. Większość jej podopiecznych stanowili polscy Żydzi, więc potrzebna była osoba znająca język polski. Giga chciała być lekarką jednak jej szpitalna praca w Szwecji skończyła się chorobą serca. Pomaganie ludziom było jej pasją życiową. W Szwecji Giga poznała Hannę Borkowską, która została jej dozgonną przyjaciółką, a później bratową. W r. 1950, już w Anglii, dwie przyjaciółki wzięły w tym samym dniu ślub – Giga z Bogdanem Możdżeńskim (absolwentem Wyższej Szkoły Handlowej, w czasie wojny pływającym na „Batorym”) a Hanna z Janem Bednarskim – oficerem Wojska Polskiego.

W grudniu 1951 r. Możdżeńscy wyjechali do Kanady i osiedlili się w stolicy Alberty, Edmontonie. Po dwóch latach dołączyli do nich Bednarscy. Mimo obowiązków matczynych (Możdżeńscy mieli troje dzieci) i niełatwych warunków materialnych Giga została jedną z najbardziej zasłużonych działaczek społeczno-kulturalnych w Polonii edmontońskiej. Przez ćwierć wieku żadna większa polska impreza kulturalna w mieście nie odbyła się bez jaj udziału. A ileż było co roku tych imprez, akademii, kominków harcerskich, przedstawień teatralnych, wystaw artystycznych, kiermaszy (szczególnie atrakcyjne były harcerskie kiermasze w Niedzielę Palmową), balów kostiumowych, etc. We wszystkich Giga brała udział służąc swoimi różnorakimi talentami. Projektowała, szyła i haftowała kostiumy dla zespołów tanecznych, pisała teksty krótkich sztuk i obrazków scenicznych, przygotowywała skecze, reżyserowała własne i cudze utwory, uczyła deklamacji, dykcji i wymowy, projektowała afisze i dekoracje teatralne, nierzadko przy współudziale syna Danka, dziś znanego rzeźbiarza. Szczególnie dużo pomagała harcerstwu, głownie w okresie, gdy hufcowa była Janina Grocholska. Obie panie współpracowały niezwykle harmonijnie. Zasługi Gigi są wielokrotnie wspominane w książce Marii Carlton o harcerstwie w Edmonton.  Trudno byłoby wyliczyć wszystkie niezliczone prace Genowefy Możdżeńskiej. Warto wszakże podać parę przykładów.

Wprawdzie obchody Millenium Chrześcijaństwa Polskiego w 1966 r. zorganizowano przy współudziale wielu osób, ich punkt kulminacyjny – galowe przedstawienie w Jubilee Auditorium było w dużej mierze zasługą Gigi. Ileż w nim było jej twórczej inwencji i talentu. Obraz sceniczny przed Światowidem wykonał syn Danek, matka zaprojektowała i uszyła kostiumy. Pomagały jej jak zwykle panie: Maria Andrzejewska, Danuta Grosser (także była więźniarka obozu Ravensbruck) i Zofia Hedinger. Na stulecie Kanady w 1967 r. Giga wspólnie z Janiną Grocholską przygotowały obrazek sceniczny ilustrujący proces integracji polskich imigrantów. Obrazek zaczął się od tańca góralskiego przy ognisku, a skończył na square dance. Giga znów wykonała kostiumy – tym razem kilkadziesiąt. W latach 1967-1968 wielkim wydarzeniem były Jasełka harcerskie. Wzięło w nich udział ponad 60 osób. Piękne kostiumy były dziełem Gigi Możdżeńskiej. Na przedstawieniu celebrującym 500-lecie urodzin Mikołaja Kopernika jej udział stanowił istotną część sukcesu. Tym razem spędziła wiele godzin szyjąc kostiumy do „baletu planet” według projektu syna. W przygotowaniach do Wystawy Kopernikowskiej w Muzeum Prowincjonalnym Alberty była kierownikiem działu Sztuki Ludowej. Kostiumy do tańców ludowych zawdzięczają jej Klub Akademicki i Zrzeszenie Polskich Studentów przy Uniwersytecie Alberty. Federacji Polek w Kanadzie, ogniwo nr. 3 w Edmontonie, pomogła zaaranżować chatę góralską na wielkim konkursie w Centrum Handlowym w Northgate. Wyposażyła ją nie tylko w meble góralskie pp. Pierzchajłów, ale we własnoręcznie wyhaftowane poduszki, serwetki i inne ozdoby. Polskie stoisko zdobyło wtedy II nagrodę.  Projektowała i wykonywała kilkakrotnie dekoracje do Grobu Pańskiego w okresie wielkanocnym oraz do szopek w polskim kościele.

Od r. 1979 Giga mieszkała z ukochaną bratową Hanną Bednarską na Wyspie Vancouver, koło Wiktorii. Skromny domek został przebudowany przez bratanka Jana Bednarskiego przy współudziale brata też Jana. Skalny ogródek zaprojektowany przez Gigę z ozdobnymi krzewami i wielobarwnymi kwiatami cieszył oko aż do grudnia. Był to szczęśliwy zakątek. Często bywali tam goście z całej Kanady, a nawet Europy – rodzina, przyjaciele, znajomi. Dom był niebywale gościnny. Twórcza i aktywna Giga znalazła tam nową pasję – tkactwo. Opanowała doskonałe warsztat, projektowała i tkała kilimy i gobeliny. Na miejscu miała krąg przyjaciół, w tym najbliższą i niezawodną Mieczysławę Gawlak – emerytowaną chemiczkę (byłą mieszkankę Edmontonu). Dzieci jednak były daleko, bo pozostały w Edmontonie.

Genowefa Możdżeńska zmarła po ciężkich cierpieniach spowodowanych rakiem. Przez parę miesięcy nie odstępowali jej syn Danek i córka Małgosia. Zwłoki Matki-Polki spoczęły tuż obok grobu jej męża zmarłego w r. 1970 na cmentarzu misyjnym w St. Albert. Pozostawiła w żałobie synów Michała (inżyniera) i Danka (rzeźbiarza), córkę Małgosię i wnuczkę Miję.

Polonia albertańska straciła wielką patriotkę, uzdolnioną artystkę, która nie szczędziła ani sił ani czasu, gdy chodziło o dobro społeczności polonijnej, a szczególnie – o zaprezentowanie Polonii i Polski poza własną grupą etniczną. Giga była kobietą niezwykłej łagodności i życzliwości dla ludzi, promieniująca zawsze ciepłym uśmiechem. Kochała naturę i wszystko co piękne.

 

Maria Carlton

 

Źródło: Kulisy Polonii nr. 215 luty 1997

 

Opis zdjęć:

  1. Genowefa Możdżeńska, Warszawa, czerwiec 1939 r.
  2. Genowefa Możdżeńska, Edmonton 1959 r.
  3. Lwów, maj 1932, Grupa seminarzystek z internatu SS. Marianek. Trzy szkolene przyjaciółki, późniejsze działaczki polonijne, które po wojnie spotkały się w Edmonton. Pierwszy rząd z lewej Gizela Palmi/Płachcińska, w środku Giga Bednarska/Możdżeńska, w ostatnim rzędzie trzecia od lewej Maria Agopsowicz/Chrzanowska.
  4. Kram na bazarze w Dniu Harcerskim w 1971roku. Stoją od lewej Zofia Hedinger, Helena Krzak, Danuta Grosser (także była więźniarka obozu Ravensbruk) i Dz. Harc. Giga Możdżeńska